poniedziałek, 21 marca 2011

Trzy najważniejsze rzeczy jakie przywiozłem


W sobotę spotkanie ze znajomymi, by opowiedzieć o podróży, wrażeniach. Relacja kręciła się wokół zdjęć, które przeszły selekcję – z 2,5 tysiąca zostało niecałe 600, chociaż to i tak za dużo, jak na jedno posiedzenie.

Odkrywam, że tak jak abstrakcją jest opowiadać przygodnie poznanemu Etiopczykowi o tym, skąd pochodzę i co to za kraj – tak samo (mniej więcej) ciężko jest opowiedzieć moim rodakom o Etiopii. Jak oddać te odczucia, przemyślenia, atmosferę? Jakiego języka używać, aby było to tak zrozumiałe? Przykładem jest koleżanka, nie mogąca się nadziwić, że na budowach w Etiopii i w ogóle wszędzie ciężary dźwigają kobiety. „A gdzie równouprawnienie?” – pyta, a ja jestem skonsternowany. To próba zrozumienia innego świata naszymi kategoriami pojęciowymi – z góry jest to skazane na niepowodzenie.

Dyskusja się rozwija (z każdą kolejną szklanicą). Przemek pyta już pod koniec wieczoru: „jakie są trzy najważniejsze rzeczy, jakie przywiozłeś?”. Hmmm, trzeba wyjść z transu i starać się podsumować, zredukować pływanie po przestrzeni emocjonalno-geograficznej, sprowadzić wszystko do kilku słów. Przełykam ślinę, lampy nagrzewają się w mojej głowie zbyt powoli, ale muszę, muszę to jakoś zamknąć, skroplić ducha do kropli esencji. A więc…

Primo: Mamy dobrze – nie ukrywajmy, chodzimy odziani, syci i mamy wodę pod ręką. Narzekamy na dziury w drogach czy spóźniające się pociągi – to są skargi bogatego! Podejrzliwie spoglądamy na sąsiada, który kupił lepsze auto od naszego, zastanawiamy się, czy dzieci wysyłać do szkoły prywatnej, i tak dalej… Dla obecnie dorastającego pokolenia brak dostaw prądu, cenzura, jeden program TV czy puste półki w sklepach są zupełną abstrakcją, prehistorią, w którą nawet nie bardzo wierzą, jeśli tylko mogą sobie ją w ogóle wyobrazić. Czy nie o ten luksus walczyliśmy? Czy już go nie mamy? Czas przyznać się przed samymi sobą, że mamy dobrze, chociaż pielęgnujemy w sobie niespełnienie, niezadowolenie, frustrację.

Secundo: Tam - żyją ludzie – i oni żyją. Owszem, nie ma ich na Facebooku, nie są „rynkiem”, nie okupują w gazetach stron „ze świata”, jeśli nie umierają z głodu. Owszem, gross ich czasu zajmuje dbanie o najbardziej podstawowe rzeczy. Wszędzie widziałem ludzi niosących wodę w żółtych, plastikowych kanistrach. Ale tam widziałem ludzi na ulicach, ludzi, którzy rozmawiają, którzy spędzają życie razem. Samo przysłowie „Bóg dał białym kalendarz, a Etiopczykom czas” mówi samo za siebie. Ludzie pamiętających czasy komuny tęsknią głównie nie za opiekuńczością państwa (za odpowiednia cenę), ale przede wszystkim za tym poczuciem wspólnoty przetrwania, a bliskością między ludźmi. Nasze pokolenie jest zabiegane, wiecznie zajęte walką o swój dobrobyt, ale życie przecieka nam między palcami.


Tertio: Potrzebujemy dystansu do siebie. Odkrywam, że emocjonujemy się zupełnie mało istotnymi sprawami. A nie rozmawiamy o rzeczach najważniejszych. Wystarczy przejrzeć gazety, czy wypowiedzi na forach dyskusyjnych znanych portali. Spieramy się o najmojszą prawdę, karmimy i wytykamy kompleksy. Praca jest dla nas ważna, coraz ważniejsza. Chcemy zarobić na życie, na potrzeby bliskich, choć być może znacznie bardziej bliscy potrzebują naszej obecności, a my – abyśmy pozostali sobą. Potrzebujemy dystansu do samych siebie. Stanąć obok, poklepać się po plecach, uśmiechnąć się – zanim dorobimy się, aby mieć pieniądze na dobrych lekarzy, prawników i psychoanalityków.

Przemek mówi znamienne zdanie – przeczytałem twojego bloga jeszcze raz od deski do deski i już zmieniłem swoje plany. Na życie nie powinno się czekać.

Finał. I – mam nadzieję – początek.

2 komentarze:

  1. From: Rafal Z.
    Sent: Monday, March 21, 2011 3:21 PM
    To: 'Bartosz'
    Subject: R: Trzy najważniejsze rzeczy jakie przywiozłem

    Bartku,
    dobre to! i dobrze ze mówisz o tym i w ten sposob swoim znajomym ;) pewnie każdemu z nas europejsczuchow dobrze robi odrobina konfrontacji z prawdziwym światem, bo ten nasz chyba trochę wyimaginowany. Tak go przynajmniej widzę dziś, ponad miesiąc po przylocie [do Etiopii]. U mnie się to jeszcze pogłębia pewnie przez intensywne ćwiczenie amharskiego 
    Niestety miałeś racje, Twojego oryginalnego bloga otworzyć nie sposób, wrócę do Rzymu to poczytam
    Tymczasem
    Selam neu na dena dereuh !
    R

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartku,
    Kazdy z nas ma Boza misje w tym swiecie bezwzglednie na to gdzie mieszka. Nie ma idealnego miejsca, kazde ma swoje zlo z ktorym czlowiek musi sobie poradzic. W naszym swiecie sa te pokusy medii ktora dydktuje tzw. idealne zycie: to o czym piszesz powyzej.

    Takie moje mysli, to wszystko co piszesz jest bardzo ciekawe........no i co teraz?

    Sciskam, Joasia

    OdpowiedzUsuń