Jezyk amharski, jak juz wpominalem, to trudny jezyk. Nic nam nie przypomina, wiec wszystko co uslyszysz, ulatuje z glowy. Ale slowa 'czinga' nie zapomne – bo czinga to po prostu pasek klinowy.
Utknelismy na trasie z Korem do Sekoty w drodze do Lalibeli. Bez zapasow wody, w najwiekszym skwarze, bez zasiegu telefonu komorkowego i w srodku nigdzie. Co prawda – szacunkowo – od Korem bylismy jakies parenascie kilometrow, ale z uziemionym autem raczej niczego to nie zmienialo. Proba ruszenia auta powodowala natychmiastowy odglos bulgotania wody, wiec nie moglismy ryzykowac powrotu.
Grupa wypracowala rozwiazanie: pasterz pilnuje auta, Demuzayele jedzie po pasek klinowy do Korem, a jesli tam nie bedzie, to do Almaty, a ja do hotelu w Korem. Pasek zostanie zamontowany albo przez mechanika, a jesli takiego nie bedzie, w ostatecznosci przez jednego z zebranych mezczyzn.
Laduje w hotelu. Jestem juz zaprzyjazniony z Solomonem i Gabriotem. Stawiam im obiad, w koncu mam za co byc wdzieczny – natychmiast nam pomogli. Rozmowa jest o Etiopii, Polsce. Obaj, o dziwo, swietnie znaja angielski. Co prawda z wymowa jest slabo, ale slownictwo – az jestem zaskoczony. Jak sie okazuje, obaj uzywaja jezyka w pracy, szczegolnie w formie pisemnej – jeden pracuje w agendzie Banku Swiatowego, drugi przy jakims rzadowym projekcie, obejzdzajac uprawy rolne na motocyklu.
Idziemy przez miasteczko. Ludzie zaczepiaja nas, pozdrawiaja, a nawet przylaczaja sie, aby isc z nami przez pare minut. Czas zatrzymuje sie w miejscu, liczy sie tylko tu i teraz. Prowadzimy niespieszne rozmowy, pijemy kawe, wymieniamy sie spostrzezeniami na temat sytuacji Etiopii i roznic pomiedzy krajami.
Rano nie czuje presji czasu. Co bedzie to bedzie. Siedze przy stoliku przez hotelem, a ludzie wymieniaja sie – kazdy z nich chce ze mna chwilke pogadac. A to o historii, o ekonomii, o polityce, dowiedziec sie czegos o Polsce. Jak widac Etiopczycy sa z jednej strony mocno przekonani, ze sa bardzo biedni, z drugiej strony czuja, jak radykalnie przyspiesza rozwoj ich kraju.
No stary - dajesz popalić z tymi swoimi przygodami. Jesteśmy cały czas z Tobą i trzymamy kciuki. I jeszcze raz powtórzę że powinieneś pisać. Mam pomysł - potrzebny jest następny Tony Halik :) Taki na nasze czasy a Ty się idealnie nadajesz. I kurcze zazdroszczę Ci tego oderwania się od cywilizacji, a jak wiesz nie piszę tego z kokieterii i wyrachowania :) Trzymaj się i jak najwięcej przygód życzę.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Witoldem..o Etiopii już czytałam książke, ale Twój blog mnie zachwyca. Piszesz wprost, bez koloryzacji..Super..Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń