piątek, 20 stycznia 2012

List z Etiopii

Wczoraj przyszedł do mnie list z Etiopii. Ze zdziwieniem wziąłem kopertę do ręki. Nie spodziewałem się żadnego listu, charakter pisma na adresie nie przypominał mi żadnej znajomej ręki, nazwisko nadawcy również. Otwarłem.

Zobaczyłem trudny do odczytania charakter pisma (to wpływ zupełnie innego alfabetu uzywanego na codzień) i trudny do zrozumienia język angielski, a raczej coś, co go przypomina. Ach, przypomniałem sobie...

Napisał do mnie chłopiec, z którym rozmawiałem w świątyni jednego z klasztorów na jeziorze Tana pod Bahir Dar. Pamiętam rozmowę z nim bardzo dobrze, zakończoną podaniem przeze mnie adresu. To była fascynująca rozmowa - pełna zwykłej ludzkiej radości z kontaktu z człowiekiem z innego świata. Ja dla niego byłem kosmitą, on dla mnie też.

Co prawda język angielski jest przedmiotem bodaj obowiązkowym w Etiopii, ale można sobie wyobrazić, że jeśli nauczyciele w tym kraju sami mają po 25 lat i nie maja szansy poznać świata, ten język nie staje się prawdziwym narzędziem komunikacji. Ale i tak rozmowa była dla mnie przeżyciem - próba znalezienia wspólnych pojęć, łącznika pomiędzy dwoma światami.

Ten chłopak napisał do mnie po 11 miesiącach. Napisał kilka prostych zdań, kierując pytanie o jakąś prostą pomoc czy wsparcie dla ucznia bez środków. Jest to szczere i wzruszające z jednej strony, z drugiej trochę zasmucające - jak można wesprzeć na taka odległość, również cywilizacyjną, skutecznie takiego chłopaka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz