niedziela, 8 stycznia 2012

Dubaj: nienawidzę centrów handlowych


Armani Junior - możesz zacząć młodo
Jak typowy facet nie lubię robić zakupów. Męczy mnie to zamieszanie, hałas, nadmiar wyboru, i lunatykujące stada miłośników sportu pod nazwą ‘shopping’. Jeśli tylko mogę, unikam wchodzenia do centrów handlowych. Wykształcona umiejętność wyboru i zakupu rzeczy typu buty czy garnitur w ciągu kwadransa ratuje mi życie.

Wizyta w największym centrum handlowym świata Dubai Mall zapowiadała się więc jako koszmar, i na moje nieszczęście, takim była. To monstrum, zawierające 1200 sklepów, pożera w całości, przytłaczając rozmachem, rozmiarem, przestrzenią, muzyką i komercją. Wielopiętrowy labirynt komercyjnych nor, w których żerują marki na naszej świadomości pozwala się po prostu zgubić. Albo zmusza do ucieczki.
Lodowisko w centrum handlowym Dubai Mall

Wszystko to okraszone jest płaszczykiem przestrzeni pseudopublicznej: a to wielka 24-metrowa wodna kaskada, system fontann, a to lodowisko, gigantyczne akwarium czy wielkie centrum gier komputerowych pod marką Sega Republic.

Liczby mówią same za siebie. W 2010 roku Dubai Mall odwiedziło 47 milionów ludzi. Tylko w takimi miejscu mogł powstac pomysł na coś takiego jak Shopping Festival, który odwiedza więcej ludzi niż monachijski Oktoberfest (zwycięstwo wynikiem 5 mln do 3 mln). Tylko w takim miejscu bogowie komercji mogli stworzyć takie sklepy jak Armani Junior, Ralph Lauren for Kids czy Candylicious, największy sklep ze słodyczami na świecie.
Akwarium w CH. Oczywiście największe na świecie

Względnie najprzyjemniejsza chwila z kilku godzin tortur dla zmysłów to wizyta w toalecie – spokój, żadnej muzyki, wysysających wolną wolę marek, no i trochę autentyzmu.  Wizyta w największym centrum handlowym świata Dubai Mall dokonała we mnie radykalnej przemiany: nie-lubienie zastąpione zostało przez nie-nawidzenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz