
Jesteś urbanistą, jesteś architektem. Zasypiasz po ciężkim dniu pracy. Mózg musi odreagować, w swojej fazie snu generuje obrazy, wykrzywia rzeczywistość, zmienia jej proporcje. Tworzy miasto – monstrum. Pełne chaotycznych wieżowców, które niemal włażą na plażę. Między wieżowcami nie ma nic, każdy z nich zdaje się być autarkicznym bytem za szkłem, betonem i aluminium. Każda forma narcystycznie skupić chce na sobie uwagę.

Niemal ma chodników, nie ma parków. Wieżowce dzielą aorty wieopasmowych szos, wijących się w estakadach. Te skolei pączkują zakrzepami parkingów centrów handlowych i rozrywki. Wszystko pulsuje chorym, nienaturalnym rytmem, z którego bije zimno klimatyzacji ratującej ten mikrokosmos od nieznośnego słońca i upału.
Niepokój budzą niedokończone budynki, czasem ziejące szkieletami konstrukcji, betonowymi płytami, niespójnymi konstrukcjami.
Wnętrza budynków biją bizantyjską przesadą, spełnieniem designu i nowobogackiej definicji prestiżu i bogactwa. Liczy się skala, liczy się blichtr, liczy się słowo „naj”.
Wyśniłeś Dubaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz