wtorek, 8 maja 2012

The Battri problem


W Afryce musisz być gotowy na każdą ewentualność. To ważna rzecz, bo zachodnia cywilizacja bardzo nas rozleniwiła i uzależniła od siebie. Jeśli pamiętacie post na tym blogu „TheCzinga problem” – tym razem mieliśmy jego odmianę, tym razem łagodniejszą.

 
W naszym aucie szwankować zaczynał akumulator, aż w końcu po dotarciu do Jinki do South Omo Research Center, gdzie mieliśmy spotkanie z Katją, pracownicą organizacji GIZ w sprawie rekomendacji dotyczącej odwiedzania wiosek plemiennych, akumulator odmówił współpracy na koniec dnia.

Akcja była tym razem z bałkańskim temperamentem. Mąż Katji, Peter, Słoweniec, z mocnym rosyjkobrzmiącym akcentem i szaleńczym błyskiem w oku najpierw wziął w ręce swój zapasowy akumulator i odwracając do góry nogami, umożliwił odpalenie naszego Nissana.

Potem rozpoczął się rajd po rozkopanej Jince – gdzie chyba ani jedna ulica nie była zachowana w calości ani wolna od połaci błota po ostatnich deszczach. Peter pokazał jugosłowiańska fantazję manewrując swoim Nissanem tak, jak się naszemu kierowcy nigdy nie śniło, aby przed końcem godzin otwarcia znaleźć nowy akumulator, bo amharsku „battri”.
 
Nikt nie był nam w stanie pomoc – ani sklepik, ani garaże naprawcze nie miały zapasowych czy nowych akumulatorów. Ale któryś z tutejszych specjalistów obejrzał nasz akumulator i wpadł, ze poziom płynu jest poniżej wymaganej granicy. Dolał jakiegoś kwasu i, jak pokazały dni kolejne, problem został zażegnany.
 
Peter, zadowolony z akcji, zaprosił nas na piwo z rozbrajającym słowiańskim uśmiechem – chyba żałował, że nie mamy tutaj czegoś mocniejszego. Po łyku piwa stwierdziłem, że jednak, pomimo problemów i braku infrastruktury, społeczeństwo bywa zaskakująco skuteczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz