W Afryce musisz być gotowy na każdą ewentualność. To ważna rzecz, bo zachodnia cywilizacja bardzo nas rozleniwiła i uzależniła od siebie. Jeśli pamiętacie post na tym blogu „TheCzinga problem” – tym razem mieliśmy jego odmianę, tym razem łagodniejszą.
W naszym aucie szwankować
zaczynał akumulator, aż w końcu po dotarciu do Jinki do South Omo Research
Center, gdzie mieliśmy spotkanie z Katją, pracownicą organizacji GIZ w sprawie
rekomendacji dotyczącej odwiedzania wiosek plemiennych, akumulator odmówił
współpracy na koniec dnia.
Potem rozpoczął się rajd
po rozkopanej Jince – gdzie chyba ani jedna ulica nie była zachowana w calości
ani wolna od połaci błota po ostatnich deszczach. Peter pokazał jugosłowiańska
fantazję manewrując swoim Nissanem tak, jak się naszemu kierowcy nigdy nie śniło,
aby przed końcem godzin otwarcia znaleźć nowy akumulator, bo amharsku „battri”.
Nikt nie był nam w stanie
pomoc – ani sklepik, ani garaże naprawcze nie miały zapasowych czy nowych
akumulatorów. Ale któryś z tutejszych specjalistów obejrzał nasz akumulator i
wpadł, ze poziom płynu jest poniżej wymaganej granicy. Dolał jakiegoś kwasu i,
jak pokazały dni kolejne, problem został zażegnany.
Peter, zadowolony z
akcji, zaprosił nas na piwo z rozbrajającym słowiańskim uśmiechem – chyba
żałował, że nie mamy tutaj czegoś mocniejszego. Po łyku piwa stwierdziłem, że jednak, pomimo problemów i braku infrastruktury, społeczeństwo bywa zaskakująco skuteczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz