środa, 9 maja 2012

Turkish Airlines - 9 poziomów frustracji

Nasze rozmowy z Turkish airlines na lotnisku w Addis Abebie
Mieliśmy tak mało szczęścia w drodze powrotnej, jeśli chodzi o Turkish Airlines, że dziwię się, jak takie linie mogły otrzymać tytuł "Best Europe's Airline 2011". Zwykły powrót udało im się zamienić w gehennę.

Frustracja poziom 1. Zaczęło na półtorej dnia przed wylotem, w piątek, niewinnym mailem w stylu "ze względu na odwołanie lotu z Stanbułu do Warszawy, przesuwa się Państwa wylot o 1 dzień później". Zdenerwowani, bo żaden z nas nie mógł sobie bez konsekwencji tak po prostu wrócić dzień później, próbowaliśmy najpierw coś uzyskać dzwoniąc do polskiego biura Turkish (nikt nie odebrał), a później na lotnisku w Addis - gdzie spotkaliśmy się z zupełną - jak się okazało po 2 godzinach - niekompetencją.

Frustracja poziom 2. Sobota. W dzień pierwotnie zaplanowanego lotu przed południem męczyliśmy się się tureckim call center, przy czym licznik kosztu dzwonienia szalał - szacunkowo ok. 100 EUR! Nic to nie przyniosło. Sprawdziliśmy na necie - na odwołany lot Turkish LOT normalnie sprzedawał bilety - były jeszcze wolne miejsca!

Frustracja poziom 3. Sobota wieczór. Przed pierwotnie planowanym wylotem próbowaliśmy znowu swojego szczęścia w biurze na lotnisku. I znowu, niby nic się nie da zrobić, nie możemy dzisiaj wylecieć do Addis, bo nie ma potwierdzenia kolejnego lotu, i takie tam bla bla. Tym razem za okienkiem był szef sprzedaży - turek, od razu było widać inny temperament. W końcu wymusiliśmy, aby chociaż wysłał nas zgodnie z planem do Stambułu, gdzie będziemy mieli - taka mieliśmy nadzieję - sporo możliwości do negocjowania, aby jednak do tej Warszawy w niedziele jeszcze dolecieć. I polecieliśmy w końcu, nadając bagaże tylko do Stambułu.

Frustracja poziom 4. Niedziela rano. Stambuł. Aby odebrać bagaże i moc porozmawiać z Turkish Airlines, czy i jak mogą nas wyprawić do warszawy, musieliśmy kupić tureckie wizy.

Frustracja poziom 5. Niedziela rano - południe. Ticket desk Turkish odsyła nas do check-in supervisor'a. I tutaj zaczęła się szopka - ludzie tam mówili, że nie mogą nam pomóc, żebyśmy się zgłosili do LOTu (ale jak to, przecież to turkish sprzedał nam bilety), aż w końcu udzie zaczęli ignorować naszą obecność, a kolejne wezwania, aby zadzwonić po szefów, były zbywane coraz bardziej absurdalnymi wymówkami.

Frustracja poziom 6. Przychodzi rzekomy przełożony, który wykonał, a raczej zasymulował kilka telefonów, po czym powiedział, że lot jednak jest i żebyśmy się niczym nie martwili. Potwierdzenia tego wydrukować jednak nie chciał, a ticket desk stwierdził, że nie może nam wydrukować potwierdzenia, jako że lot jest skasowany.

Frustracja poziom 7. Wściekli ruszyliśmy znowu do check-in, że robi się nas w konia, byle się tylko pozbyć sprzed okienka. tym razem pojawił się jakiś pan grubsza szycha i wysłał nas do jakiegoś innego biura Turkish. sprawy przybrały nieco bardziej rozjemczy obrót. Pic sie chce, w brzuchu burczy, ale walczymy o swoje już 4-tą godzinę

Frustracja poziom 8. W biurze biletowym wydawało się, że wreszcie ktoś się zajął sprawą, ale zanim na nasz koszt przez nasz telefon facet z Turkish pogadał sobie z call center LOTu, wpadło ok. 20 Polaków, którzy nie zmieścili się na liście pasażerów wcześniejszego tego dnia lotu do Warszawy. Szybko okazało się, że konkurujemy ze sobą o nikłe możliwości alternatywnego dotarcia do Warszawy.

Frustracja poziom 9. W końcu sprawy ruszyły. Wszyscy Polacy w końcu zostali poupychani innymi połaczeniami do warszawy... i zostało tylko nas trzech na samym końcu (pomimo, że byliśmy tu jako pierwsi). Turkish w końcu i nam znalazł połączenie przez Brukselę, ale jako jedynym, nie zaproponował vouchera na darmowy lot WAW - IST w obie strony w ramach odszkodowania. Gdy zapytałem, dlaczego, odpowiedź była taka: "their flight was overbooked, your - cancelled".

Długa ta historia i nudna. ale mam nadzieję, że ktoś z Turkish to przeczyta i dowie się, jak się zachowuje linia, której ktoś przez pomyłkę dał tytuł "Europe's best airline 2011", czym się wszędzie chwalą.

3 komentarze:

  1. Frustracja była spora.
    Z drugiej strony zaliczyliśmy Brukselę i mieliśmy niepowtarzalną okazję lecenia z Ministrem Bonim na pokładzie...
    Zawsze jest jakaś jasna strona :)
    Grzegorz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaliczanie miast powinno być czymś więcej niż gonienie przez całe lotnisko z jednego gate do drugiego, nieprawdaż? ;)

      Usuń
  2. Fly Lufthansa... :) /Szymon

    OdpowiedzUsuń