Obawialiśmy się
ich. Ponoć zachowują się dość ofensywnie, by nie powiedzieć – agresywnie. Ale z
drugiej strony wyobrażenie o bardzo egzotycznych zdobieniach typu krążki w
uszach czy dolnej wardze pchały nas nieubłaganie w czeluść doliny rzeki Omo –
do jednejz wiosek jechaliśmy aż 90 km od najbliższego miasteczka – po drodze
bardzo rzadko spotykając ludzi i zwierzęta.
Wizyta u Mursi
była dla mnie jedym wielkim szokiem, z którego nie moglem się otrząsnąć jeszcze
przez kilka dni, ktore upłynęly nam na burzliwych dyskusjach na temat tego co
zobaczyliśmy i przeżyliśmy.
Po przybyciu
zaczęła się okropna, żenująca wręcz szopka. Na szybko kobiety ubierały
zdobienia, ludzie ustawiali sie w rządkach i zaczepiali, aby im zrobic zdjęcie.
To byla oczywiście pułapka, ponieważ po zrobieniu zdjęcia rzucaja się w żądaniu
pieniędzy. To wiedzieliśmy – więc przybyliśmy z głęboko schowanymi aparatami i
z prezentem w postaci worka łupin po ziarnach kawy (co nam polecila dobrze
zorientowana w ich zwyczajach osoba).
To jest śmierć
tego plemienia. Oni, ktorzy rzucają się kwiożerczo po pieniądze turystów, nie
są już tym samym plemieniem. Ich bardzo wysoko postwiona niezależność nie
pozwala uregulować sposobu postępowania z turystami (a wg moich wyliczeń, gdyby
tak było, wydalibyśmy u nich kilkakrotnie więcej pieniędzy!). A i panstwo nie
wie, jak sie za to zabrać. Turyści – między młotem a kowadlem – silą rzeczy
korumpuja ich kulturę, gdzie usłużne kobiety mialy już przygotowane pliki
drobnych na rozmienienie pieniędzy – żeby było czym płacić za zdjęcia.
O Mursich krąży
taka anegdota – przybyl do nich z wizyta prezydent Etiopii z wiadomoscią, że
maja fundusze na wybudowanie studni i szkółki. Odbyl sie ponoć taki dialog;
- Dzień dobry!
- Proszę zapłacić
entrance fee
- Jak to,
przecież jestem waszym prezydentem?
- Nie wiemy co to
jest prezydent
- Rządzę krajem w którym mieszkacie; przyjechałem z
wami porozmawiać, aby ufundowac szkołkę i studnię, możemy usiąść?
- Najpierw proszę
zapłacić entrance fee.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz