poniedziałek, 21 lutego 2011

W kraj - przez doline Nilu Blekitnego

Dzisiejszy dzien byl tak pelen wrazen, ze nie wiem co pisac, czuje, ze moja glowa jeszcze tego wszystkiego nie przetworzyla. Pewnie oczekujecie soczystego opisu, co sie wczoraj i dzisiaj przewinelo przez moje oczy i umysl, ale bedzie ciezko.

Toyota Land Cruiser to auto, jakie dzisiaj skoro swit zajechalo pod dom Filipa. Kierowca jest Demuzayele - mlody Etiopczyk. Reklamowany jako slabo mowiacy po angielsku - no coz, niemal zadna znajomosc angielskiego jest stopniem z grupy "slabo".

Ale dobrze. Przez pierwsze dwie godziny usiuje z rozmowek amharsko-niemieckich nawiazac kontakt w jego ojczystym jezyku. Idzie mi fatalnie. To co z transkrypcji probuje wypowiedziec, jest nierozpoznawalne przez Demuzayele. Za 10 proba cos sie jednak udaje, ale co z tego, skoro po 10 sekundach nie jestem w stanie zapamietac kompletnie nic.

Spedzilem w drodze z Demuzayele dzisiaj caly dzien, ale gdyby nie to, ze wlasnie zajrzalem do notatek, jak ma na imie, tego rowniez bym sobie nie przypomnial. Przez kolejne 10 dni, jakie spedzimy razem w drodze, nie bedzie prosto.

Dzisiaj przejechalismy prawie 600 km. To jest mozliwe tylko dlatego, ze droga jest zaskakujaco dobrej jakosci niemal na calej dlugosci. Wyjatkiem jest Dolina Nilu, gdzie pojawiaja sie uskoki ze wzgledu na roznice wysokosi, oraz w pewnym rejonie przed Debre Markos, gdzie bylo kilka krotkich odcinkow szutrowej drogi.

Jazda autem z Etiopczykiem za kierownica po etiopskiej drodze jest czyms, co nie przypomina jazdy po drogach polskich.
- po piersze: nie ma niemal ZADNYCH drogowskazow, nie ma zadnego oznakowania nazw miejscowosci.
- po drugie, przecietny Etiopczyk kompletnie nie umie poslugiwac sie mapa! Po prostu zwalnia i pyta sie, jak dalej na Debre Markos, albo czy to juz Bahir Dar.
- po trzecie, wzdluz szosy chodzi mnostwo ludzi, rowniez poza miejscowosciami, a do tego chodza stadka roznych zwierzat domowych. Tak wiec jazda autem to zawsze ciag klaskonu, ktory tutaj nie ma w sobie absolutnie nic agresywnego. Czy mijasz ludzi, czy inne auto, klakson jest form zaznaczenia swojej obecnosci na drodze, na wypadek, gdyby inni uczestnicy ruchu ten fakt przeoczyli.
- po czwarte - trudny do przefiltrowania przez ucho jek opon. Niemal kazde auto poza miastem to auto terenowe, czemu odpowiadaja rowniez oponz. Jadac z szybkoscia 80 km/h zaczynaja dominowac na sciezce dzwiekowej turysty takiego jak ja.
- po piate: ruch jest moze i prwostronny, ale scinanie zakretow i jezdzenie po kazdym kawalku drogi no wiekszosc czasu jazdy!

Dzisiaj przejechalismy przez doline Nilu Blekitnego. Byl to widok niesdamowity. Wyobrazcie sobie piekne rozlegle i pofaldowane wyzyny, ktorze przecina wyplukana dolina na 1,5 km wglab, na ktorej dnie niesmialo toczy swoje wody niewielka rzeka. Teraz, w porze suchej, wyglada niesmialo. Ale prawdziwa moc Nilu widac wlasnie po tym, ze aby zobaczyc z bliska jego wody dzisiaj, trzeba z 2400 m.n.p.m zjechac na 1000 m.n.p.m, czemu towarzyszy zreszta gwaltowny wzrost temperatury.

Widoki, ktorym leniwy umysl Europejczyka nie jest w stanie uwierzyc na poczatku. Potezny dolinokanion, panorama, jaka zwykle widzi sie z samolotu, zasieg spojrzenia na dziesiatki kilomentow. Wszystko spalone sloncem, w odcieniach brazu, od zlotego po czerwien. Wiszace skaly, serpentyny, i bardzo czesto stojace uszkodzone najwyrazniej auta ciezarowe, przetykane wlakacymi sie autobusami.

Poza tym podroz przez wyzyne, to pola, pastwiska, i osady, skladajace sie z lepianek, szalasow, w najlepszym wypadku domkow z blaszanym daszkiem. Wszedzie tez widac, co robia ci ludzie: widac stada bydla, skladowane drewno z eukaliptusa (ktoremu poswiece jeden z kolejnych postow), troche rekodziela, maty, proste meble. Przemyslu, poza jedna cementownia i zwirownia oraz mleczarnia, niemal nie ma.

Troche bylem, przyznam, rozczarowany slaba komunikacja z kierowca. Moglby mi z pewnoscia wiele o powiedziec o tym co widze. Sytuacje uratowala nastepujace zdarzenie: wyjezdzajac z Debre Markos, skad jest ok. 3,5 godziny do Bahir Dar, zatrzymala nas policjantka, tzw. traffic police. Okazalo sie, ze pyta sie o podwiezienie do Bahir Dar. Dzieki temu mielismy przez ostania czesc dziesiejszej drogi autostopowiczke w mundurze, ktora jednak troche po angielsku mowila. Yenewebe Anlaye ma 23 lata, od 2 lat w policji, wczesniej pracowala 5 lat jako przedstawiciel Komisji ds. Praw Matki i Dziecka przy policji w Debre Markos. Tak wiec w jej wieku 7 lat pracy za soba, jest czyms abstrakcyjnym dla nas, ale normalnym tutaj. Jej maz tez jest policjantem, a ich syn ma na minie Johanis (to udalo mi sie zapamietac).

Teraz jestem w Bahir Dar. Najbardziej rekomendowany nocleg w miescie kompletnie zajety, wiec mam teraz jakis naprawde podly pokoj z lazienka, zuzyty i prowizoryczny. ale ma najwazniejsza rzecz: moskitiery w oknach. W Bahir Dar to jest najwazniejsza sprawa: tu sa komary, a co oznaczaja komary ponizej 2000 m.n.p.m, to uwazli czytlnicy moego bloga juz wiedza.

Tyle na dzisiaj. Wiem - nieco chaotycznie, ale wiele tematow, o ktorych chcialbym napisac, dopiero dojrzewa w mojej glowie.

Uwaga: nie bede teraz zalaczal zdjec, lacza sa tak wolne, ze nie daloby sie tego postu wyslac. Sprobuje to zrobic w nastepnym.

3 komentarze:

  1. ach, Bartku, jak ja Ci zazdroszczę tej podróży; czytając Twoje opisy stają mi przed oczami obrazki z Kuby, którą zwiedzałam w podobny sposób jak Ty teraz i do tej pory uważam to za najciekawszą podróż życia; szczególnie kwestia przemieszczania się - tam też przez cały kraj wiedzie tzw. Autostrada Narodowa, na której więcej jest propagandowych "billboardów" Castro i ekipy niż jakichkolwiek drogowskazów i także można spotkać na owej "autostradzie" wszelkiej maści środki transportu;)
    i również mieliśmy tam ciekawą przygodę z policją;)ale to może opowiem Ci jak już wrócisz;)
    mam nadzieję, ze kierowca się rozkręci i opowie Ci parę ciekawostek, którymi będziesz mógł się z nami podzielić, bo historie od "miejscowych" bywają bezcenne;)
    niemniej, z tego co piszesz czuję, że zachwycasz/ zdumiewasz się tym, co zastajesz na swojej drodze; myślę, że te doznania są nieocenione i przede wszystkim Twoje; życzę Ci takich zadziwień (wyłącznie w pozytywnym znaczeniu:) jak najwięcej!
    3maj się!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. W kraju, w którym nie ma drogowskazów, i wszyscy się po prostu dogadują, nie znać języka - musi boleć :) foć ile się tylko da, szczególnie ludzi.
    ania k.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak widać da sie żyć bez map, komórek , GPS-ów i innych pierdół dla których mamy często niezrozumiały pociąg...
    Zaczynam mieć wrażenie ze prawdziwsze życie jest tam gdzie Bartek.
    Z utęsknieniem czekam na dalsze info

    OdpowiedzUsuń