niedziela, 13 lutego 2011

Dzień -5. Magia pożegania

...Rysiek wstał i z piwem w ręce tubalnym głosem powiedział "za pożegnanie Bartka!"

Wczoraj impreza ze znajomymi w kazimierzowskiej knajpie unaoczniła mi na nowo istnienie tego magicznego momentu.

Jak to bywa - gdy wyjeżdżasz na długo albo bardzo daleko, uświadamiasz sobie, jaką wartość mają dla ciebie ludzie, którzy cię otaczają i czas jaki z nimi spędziłeś. Znikąd, acz nieuchronnie pojawia się ta magia międzyludzka, to celebrowanie momentu - bo pożegnanie wrzuca w atmosferę nutkę jakiejś ostateczności. Czas zatrzymuje się wówczas w miejscu, a wieczór - tak chcemy - nie powinien mieć końca.

A może to nie inni, może to ja? Czując rychły skok w głębokie nieznane, staję się bardziej otwarty, zdeterminowany do poddania się własnym emocjom. Nagle chcę i mogę powiedzieć więcej, bo w jakimś sensie jest to ostatnia okazja.

Żeby wrócić, trzeba wyjechać.

3 komentarze:

  1. Dopiero w takich chwilach człowiek zastanawia się, czemu tak nie może być zawsze: otwartość, szczerość, naturalność.
    Ludziom nie idzie zbyt dobrze życie wg. zasady: żyj tak, jakby każdy dzień miał być tym ostatnim.
    Chyba właśnie po to, by tak żyć, się wyjeżdża.
    Szerokiej, bezpiecznej drogi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to śpiewał Kazik (trawestując zresztą chyba na kogoś) "żyj tak, jakby był to ostatni dzień żywota Twojego". Brzmi ostatecznie.
    Znacznie bardziej podoba mi się Twoja propozycja "żyj tak, jakbyś jutro miał wyjechać" - brzmi melancholijnie, ale nie ponuro :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bartku, jesteśmy z Tobą w tej podróży!

    Wiesz, ja - zwłaszcza po tym "kazimirskim" (i nie tylko;) - spotkaniu chyba też stwierdzam, że powinienem odbyć swoją podróż w poszukiwaniu sensu (pośród bezsensu..)

    Pozdrawiam Cię serdecznie i uważaj na siebie!
    Rysiek

    OdpowiedzUsuń