sobota, 19 lutego 2011

Breaking news: dostep do mojego bloga zablokowany przez administrace etiopska

Pierwsze chwile po wyladowaniu, troche nerwowki na granicy, ale wszystko poszlo jak po masle. Ten etap konczyl sie na lotnisku w miejscu zwanym 'Yellow Spot', gdzie czekal na mnie Filip - moj 'Ethiopian Connection'. Moj zegarek musialem przestawic z 19-tej na 21-sza. Noc jest juz tutaj od dwoch godzin

Wsiedlismy do auta terenowego. Wtedy sie dowiedzialem od FIlipa, ze po dwoch jego wejscich na mojego bloga dostep do niego zostal lokalnie zablokowany. Myslalem, ze to zart, ale nie! 'Przeciez nic w tym blogu nie ma, nawet nie dojechalem na nim na miejsce'. 'Wystarczy, ze w tytule jest Etiopia, i ze nikt nie rozumie polskiego - wiec profilaktycznie zostal odlaczony z ogolnego dostepu' - odparl z usmiechem, w ktorym wyczulem lekka nerwowosc.

Jesli jednak czytacie niniejszego posta, to znaczy, ze dziala alternatywna sciezka publikowania. Nie napisze jaka, bo jeszcze sluzby specjalne i to zablokuja :)

Wieczorna podroz przez miasto. Nie wierze jeszcze ze tu jestem. Przejezdzamy obok monumentalnych budynkow, przeplatanych ulicami pelnymi ludzi i blaszanych lepianek. Naszym celem jest pewna restaturacja, gdzie znajomi Filipa graja dzisiaj koncert pod nazwa 'Ishi Havana' - latynoamerykanski jazz. Na to haslo zeszli sie ekspaci - ludzie, ktorzy przybyli tutaj z Europy i USA, ktorzy sie tu znaja i tworza przez chwile mala enklawe.

Stajac z butelka cieplej coca coli pod dudniacym glosnikiem i patrzac na tanczace pary w stylu samby, ciagle nie moge uwierzyc ze jestem na abisynskiej ziemi. Czarnoskore kobiety i mezczyzni tancza znakomicie, jstem zaskoczony. Jak sie okazuje, w Addis Abebie jest sporo szkol samby i naprawde dobrzy nauczyciele tancow latynoamerykanskich.

Europejczykow poznac po sztywnosci ruchow. Usmiecham sie - sam nie probuje. Zmeczenie podroza, i przede wszystkim wysokoscia (Addis jest trzecia najwyzej polozona stolica swiata, sr. ok 2300 m.n.p.m) daje znac o sobie.

Kolejny dzien bedzie zwykla sobota expata zyjacego tutaj. Ale o tym w nastepnym odcinku.

4 komentarze:

  1. Gratulacje!

    Pamiętaj, tylko rób zdjęcia!

    I gdy odpoczniesz koniecznie spróbuj samby - to nie tylko taniec, to coś więcej: inny 'lifestyle' Musisz tylko wyłączyć europejską formalizację ("sztywność"), wczuć się w rytm - i wtedy się uda ;)

    W końcu pojechałeś tam poznawać:)

    Oczekując kolejnej relacji..
    z pozdrowieniami,

    R. (Rycho)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z nieba wprost do knajpy! Trasa godna włóczęgi po świecie. Dla mnie takie miejsca są zawsze miejscem wnikliwych obserwacji - uważne oko dostrzega niuanse w zachowaniach ludzi z innych kultur, różnice w relacjach, drobnych gestach :)
    I nie wierzę, że nie odtańczyłeś samby!
    J.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bartku,
    Wiesz w latach 80'tych mialem okazje zyc' (zauwasz, ze nie jedynie mieszkac/przebywac) w wiosce maoryskiej na polnocnej wyspie NZ, pracowalem dla firmy lesniczej. Bylem tam sam, i mieszkalem poczatkowo sam wsrod nich, ALE zdecydowalem sie po paru dniach, przejsc przez niewidzialny szklany mur, ktorym kazdy sie okala i przeszlem na ich strone.
    Pewnego piatkowego wieczoru zmusilem sie wyjsc z domu i pojsc na 'sale'. Tam sie zbieralo cale bractwo, chlopy, baby i dzieciaki. Kupilem sobie piwo, zaczalem sie przedstawiac, pogralismy w to i owo. Po paru takich wypadach zaczeli mnie zapraszac do swych domu, na wypiek hangi, czyli dzika pieczonego na kamieniach w ziemi. Bylem na polowaniu i wielu innych ciekawych wyprawach. Szczytem zaufania bylo to ze, kilku chopakow pewnego wieczoru zaprosilo mnie na spacer, aby obejrzech ich uprawe...

    Duzo zyskalem z tego pobytu i mile wspominam tych ludzi i to co mi okazali.

    Turysci jedynie ogladaja, siedzac w klatkach, ktore nazywaja 'wygoda', i gapia sie jakby inni ludzi zyli w zoo. To raczej charakterystyczne dla bialych.

    Prawdziwy podroznik ma w celu czegos sie nauczyc, ale do tego trzeba przejsc przez plot i pozwolic sie zamoczyc, zamoczyc sie w wodzie zycia drugiej osoby. Turysci zbieraja broszurki, tanizne i inne takie pierdoly, za najnizsza cene.
    Podroznik bierze udzial w zyciu tubylcow i placi najwyzsza cene, bo wklada siebie, wnikajac w obecne srodowisko i pozwalajac no to, aby sie samemu zmienic i zebrac prawdziwe pamiatki takiej podrozy - przyswojenie sobie tego co wydaje Ci sie dobre i wzbogacajace.

    Jesli dzis masz zaproszenie do samby, to jedynie pytaj '- Jak?' i lec' w wir nowej przygody dla ciebie a codziennosci Twych gospodarzy.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. temat cenzury w etiopii tez jest ciekawy, jestem ciekawa wiecej komentarzy na ten temat ( chocby dopiero po powrocie, bo a noz cenzorzy naucza sie korzystac z google translate;) pozdrawiam Magda

    OdpowiedzUsuń