poniedziałek, 26 grudnia 2011

Dubaj dla kontrastu


Chyba trudno byłoby wybrać bardziej kontrastowe miejsce w zbliżonej szerokości geograficznej niż wobec Etiopii niż Dubaj. Tak się złożyło, że z powodów rodzinnych przychodzi mi spędzić kilkanaście dni w tym emiracie, będącego częścią Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Nie-bycie turystą-hedonistą daje mi tą przewagę nad innymi ludźmi lądującymi tutaj, że oglądając to miejsce mam dystans.

Dubaj, Abu Dhabi i inne wyrastające w oszałamiającym tempie bańki nieruchomościowe w tym rejonie świata to ubezpieczenie emerytalne dla szejków i ich plemion, kiedy ropa naftowa się wyczerpie, a trzeba będzie przecież z czegoś żyć. Stąd właśnie wzięła się śmiała rozbudowa skromnego jeszcze do niedawna portu u wrót Zatoki Perskiej. Dzisiaj to mekka dla przedsięwzięć turystyczno – hotelarskich, raj podatkowy dla firm, które zdecydują się tutaj prowadzić swoje międzynarodowe interesy.

Dubaj musi być naj – nic dziwnego, że inwestycje w ciągu ostatnich 10 lat w tym rejonie są tak zdumiewające, że oparcie na nich swojego PR już sprowadza dziesiątki tysięcy turystów, którzy chcą powylegiwać się w sztucznym luksusie i zobaczyć na własne oczy największy park wodny, największe hotele, największą hale do uprawiania sportów zimowych (co w tutejszym klimacie jest prawdziwym wyzwaniem dla inżynierów i energetyków), czy wreszcie najwyższy budynek świata.

Ciekawe co kryje się za fasadą ikony nowoczesnego Bliskiego Wschodu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz