piątek, 27 kwietnia 2012

Deszcz


Niebo pociemniało, czarne chmury kłębiły się, odwlekając moment uderzenia deszczu ponad naszą cierpliwość. Kiedy dobiliśmy do Sado, by zrobić przerwę – lunęło. Lunęło szczerze i od serca, krajobraz zniknął za ścianą wody.

Jest pora deszczowa, która na południu kraju dyktuje warunki życia. Nawet niezależność zza szyby Nissana Patrol może szybko i nagle okazać się bardzo złudna. Barierą może okazac się zalany odcinek drogi czy zerwany most. Tak więc podróżując do południowych plemnion czeka nas deszczowa ruletka – w którym momencie kontynuacja odważnie zaplanowanej podróży okaże się niemożliwa i zmusi nas do improwizacji?

Jedziemy w słabym deszczu. Ludzie powoli znowu pojawiali się przy drodze. Koryta potoków wypełnily się ceglastą wodą. Na szutrowych odcinkach drogi pojawiły się trudne do oceny przejezdności bajora. Zieleń – do tej pory egzotyczna w krajobrazie, który znałem sprzed roku, stala się jeszcze bardziej agresywna. 

Zaciągam się powietrzem, które po ulewie zupełnie zmieniło swoją woń. Jest to woń mocy wody, która daje życie ale potrafi być też groźnym przeciwnikiem, o czym chyba zdazylem zapomniec.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Samosąd



Mijając zatłoczony któryś przystanek (jeden z głównych), zauważyłem przepychającą się dramatycznie i z krzykiem na ustach dziewczynę. Goniła jakiegoś faceta. Ten złapany przez nią za poły parynarki, obrocił sie na tyle gwałtownie, że wypadl mu telefon komórkowy. Jak się okazało, był to przed paroma sekundami skradziony telefon właśnie tej kobiecie.

Ona zadowolona podniosła swój telefon, ale znacznie bardziej emocjonująca była reakcja pozostałych ludzi na przystanku. Kilu mężczyzn otoczyło złodzieja, i krótko mowiąc, dokonało na nim samosądu. Sygnał do wymierzenia kary dał stary mężczyzna uderzając otwarta dłonia w czoło winnego, a potem rozległy się dalsze ciosy. Myślę, ze nic wielkiego się złodziejowi nie stało, ale został napiętnowany na oczach wszystkich.

Etiopia uchodzi za jeden z najbezpieczniejszych krajów Afryki. Zastanawiałem się nie raz, jak i kiedy dochodzi tutaj do niejasnych sytuacji czy kradzieży – przecież w każdym społeczeństwie istnieją cwaniacy i czarne owce. I samemu przyszlo mi tego doświadczyć.
 
Moim marzeniem bylo zwiedzenie Mercato – największego bazaru Afryki, gdzie na powierzchni calej dzielnicy możesz kupić wszystko. Przewodniki i tutejsi przestrzegają przed smrodem, tłokiem i kieszoknowcami. Dlatego nie wziąlem wielu rzeczy, a te ktore miałem, miałem w zamnietych kieszeniach – i jak się okazalo, dobrze zrobilem.

Na skrzyżowaniu w tłoku przed Mercato próbowano mnie okraść na bezczelnego. Jeden zlapal mnie za przegub łokcia i probował lekko kopać. Byłem zaskoczony, próbowalem się wyrwać, a rownoczęsnie zdalem sobie sprawę, że czyjeś ręce macają moje kieszenie. Wyrwałem się w koncu z okrzykiem wojennym, złodzieje odstąpili. To nieprzyjemne uczucie skoniło mnie do rezygnacji ze zwiedzania Mercato, które widzialem z ulicy obrzeżnej. Wrażeń wystarczy.

środa, 25 kwietnia 2012

"Czuję się tu nago"


Pierwszy dzień w Addis Abebie (po roku przerwy). Z jednej strony nie ma dla mnie już takich zaskoczeń, nie ma tej adrenaliny, jak rok temu. Niewiele mnie już dziwi, rozpoznaję miejsca, które widziałem rok temu. Ale Grzesiek, mój kompan, reaguje zupelnie inaczej – zapewne dokladnie jak rok temu ja sam.

Brniemy przez to ponadczteromilionowe miasto pieszo – słowo „brniemy” dokładnie oddaje charakter naszej wędrówki. Przeciskamy sie przez masy ludzkie, chmury spalin, pokrzykujących handlarzy, hałas i kurz. Przeskakujemy przez nieliczne kałuże i dziury w drodze czy chodniku. Przechodzenie przez ulicę przypomina grę w „jumping frog” z lat 80.-tych. Nie ma co liczyć, że auto się zatrzyma – trzeba bardzo sie pilnować ze swoimi europejskimi silnie zakorzenionymi przyzwyczajeniami, aby nie zginąć pod kołami samochodu.

Przedarliśmy się przez dzisiejszy dzien na własną rekę, czyli tym razem doświadczanie tego miejsca nie było juz głównie przez szybe samochodu, jak w zeszlym roku. Z drugiej strony, w zasadzie nie spotkalismy ani jednego białego człowieka, co więcej, każdy, bez wyjątku kazdy zwracał na nas uwagę. Wystarczylo przystanąc, aby sprawdzić coś na mapie – i już wyrastało obok Ciebie kilka osob, zagadujacych Cie w niewiadomych intencjach.

Grzesiek podsumował celnie ten stan: "Nie jestem tu anonimowym turystą, nie moge sie wtopić w tłum. Czuję się tu nago".

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Pełna moc Etiopii - jedziecie z nami? Kolejnooo.. odlicz!

Wyjeżdżając po raz pierwszy nie wiedziałem co mnie czeka. Po powrocie nie wiedziałem, czy tam wrócę. A jednak! Za niecałe 12 godzin zacznie się podróż.

Tym razem moja podróż autopoznawcza będzie zupełnie inna. Nie będzie tego elementu całkowitego zaskoczenia, nie będzie wielkiego znaku zapytania. Refleksja będzie miała zupełnie inny charakter - tym bardziej, że nie jadę tym razem sam, a z dwoma kompanami.

Mój blog się trochę zestarzał, poprzednie wnioski zostały przetrawione, opisane, wielokrotnie opowiedziane, pokazane na zdjęciach. W sensie mentalnego wpływu mój pobyt w Etiopii potrwał rok, wiele rzeczy zmienił, rzucił nowe światło i zrozumienie, kim jesteśmy i co tu robimy.

Jakie będą tym razem wrażenia i wnioski? Zamierzam - o ile tylko będzie to możliwe - pisać na bloga na bieżąco, jak poprzednio, nawet jeśli wtedy mój blog był zablokowany przez lokalnych administratorów a posty mogłem wysyłać tylko na maila do automatycznego publikowania, a sam nie miałem do tego dostępu.

Za kilka godzin Okęcie, potem Stambuł, w końcu Addis Abeba.

Oto moje zaproszenie skierowane do Was – przyjaciół i znajomych - jeśli tylko chcecie, zabierzcie się ze mną w tę już nieco dojrzalszą podróż.

A więc – proszę wycieczki – odlatujemy. Kolejnooo odlicz! (może być w komentarzach)

sobota, 21 kwietnia 2012

Mam gorączkę - a konkretniej - reisefieber

Znowu czyściec, a raczej piekło. Czyli pakowanie, którego szczerze nie znoszę. Dzieci biegają dookoła, czas się kurczy, wolałbym oglądać Borussię Dortmund za chwile w TV, zamiast pilnie spisywać rzeczy i frustrować się, że tyle spraw jest do załatwienia przed wyjazdem.

Przed sobą mam kartkę z najważniejszymi telefonami, adresami, hasłami do kont e-mailowych. Czuję, że wyjazd ma zupełnie inną kategorię niż wyjazd w Bieszczady. Czy zyrtec wystarczy? Czy będę miał wystarczająco możliwości, aby podładować telefon czy baterię aparatu fotograficznego? Czy będzie ciepło czy zimno?

I skąd do cholery mam wziąć plecak.... chyba ze sklepu muszę go wziąć.

czwartek, 12 kwietnia 2012

J. Pawlicki: Postęp zabija dolinę Omo

Właśnie przeczytałem bardzo ciekawy reportaż Jacka Pawlickiego na portalu gazeta.pl, dający obraz typowy dla dylematów zacofanych społeczeństw - postęp niesie cywilizację, ale niszczy unikalną kulturę.

Przykładem jest dolina Omo - do której bardzo chciałbym pojechać, i do której tym razem nie dojedziemy ze względu na porę deszczową, która podróż samochodem czyni dośc nieprzewidywalną.

Nie ma dobrych rozwiązań.

Zachęcam do przeczytania: artykuł Postęp zabija dolinę Omo. (obok zdjęcie z artykułu aut. J. Pawlickiego)